fbpx instagram

Definicja sukcesu

Rodzina pewnie by chciała żebym bardziej myślał o sobie. W końcu mam 36 lat i nie jestem w żadnym stałym związku który będzie mi gwarantował opiekę na przyszłość.

Mam w końcu dwójkę dzieci, które co prawda nie mieszkają ze mną, ale nie oznacza to ze nie mam swojej wersji rodziny. Według ich wersji to związki nie udane, ale według mnie fakt ze mamy dzieci świadczy przeciwnie. W końcu mam dzieci ze wspaniałymi, naprawdę pięknymi kobietami. Zawsze mogłem bać się przecież, że nie będę miał żadnych wspaniałych związków ani żadnych dzieci, tylko pracę. Definicję sukcesu układa się indywidualnie własnymi oczekiwaniami. Wszyscy ci, którzy próbowali nawet w snach tego co mi się udało mogą mówić o tym ze mieli nieudane związki z moimi partnerkami…

Oczywiście ze wolałbym żebyśmy mieszkali razem. Spędziłem miesiące przygotowując sytuację zawodową, mieszkanie, a kiedy to okazało się niewystarczające spędzałem kolejne miesiące przekonując, że zmienię jeszcze więcej w stosunku do tego jaki może byłem w poprzednich latach. Nie stawiałem żadnych warunków i byłem gotowy obiecać co tam komu było potrzebne. W końcu nie piłem, nie biłem, zarabiałem. Efekty pracy inwestowałem w dom, a oczekiwałem tylko takiego samego traktowania jakiego wymagało się ode mnie. Wszystko inne można było dostosować, przynajmniej tak chciałem.

Dostosować jednak do sytuacji musiałem się ja. Codzienne rozmowy przybliżyły mnie jedynie do tego żeby zrozumieć, że moja wersja szczęścia nie musi byc tym jak inne osoby definiują je sobie dla siebie samych. Na pewno, jak każdy normalny mężczyzna, wolałbym mieć dzieci na codzień przy sobie i zapewniać kobietom codzienną pomoc, co najmniej w tych sprawach, które rodzina musi mieć, a które to je przerastały. Nauczyłem się rozumieć jednak, że dzieci muszą być z mamami, a mamy życie ze mną widza jako trudniejsze aniżeli beze mnie. Ostatecznie ze wszystkich osób składających się na rodzinę, to matki przedłożyły swoje szczęście nad inne osoby.

W końcu również i dla kobiety utrzymywanie każdego związku to koszt, a istota każdego związku polega na umowie, że koszty są niższe niż zyski, a zatem zyski większe niż koszty. Mogłem ułożyć sobie życie sto razy z kobietami, które byłyby całkowicie zależne ode mnie, ale wybrałem te które były silniejsze i nie potrzebowały mężczyzn ani przede mną, ani po mnie. Kiedy pojawiało się dziecko, dla każdej matki zmieniły się zatem priorytety, bo każda z nich myślała przede wszystkim o sobie. Relacja kosztu i zysku trwania w w związku okazywała się wyglądać zupełnie inaczej, niż mogło to być w typowym związku jeszcze kilka dekad temu.

Pamiętam kiedy z matką Stasia poszliśmy na nauki przedmałżeńskie. Właściwie to poszliśmy od razu na egzamin. Prawie nie dostaliśmy ślubu kiedy na pytanie księdza “czy ważniejsze jest dziecko czy mąż” odpowiedziała: “dziecko”… Dalej było tylko ciężej, bo nie odpowiedź podparta była argumentem iż “mężczyzna nie jest potrzebny żeby była rodzina”, co jest i w odpowiedzi i w uzasadnieniu wprost sprzeczne z naukami kościoła katolickiego. Odpowiedź absolutnie wykluczająca możliwość zawarcia związku małżeńskiego.

Analogicznie z matką Franka było wiele takich sytuacji, które sugerowały że jednak to jest związek skupiony wyłącznie na potrzebach Sylwii. Rozmawiałem na ten temat wiele razy z Tomkiem. Wielokrotnie dochodziliśmy do wniosku, że takie stawianie sprawy nie zbuduje żadnego związku i trzeba go zakończyć. Podobnie jak w przypadku Magdy, podobnie w przypadku Sylwii – mogłem i powinienem zakończyć go znacznie wcześniej.

Skoro jednak mimo wszystko wybrałem wówczas nie kończyć związku w chwili kiedy z księdzem czy Tomkiem doszedłem do wniosku że tak powinno się stać, to pytanie na teraz: czy osiągnąłem sukces czy poniosłem porażkę. Wielokrotnie mam wrażenie, że w moim życiu odnoszę więcej porażek, bo więcej jest strat tego rodzaju. Może jednak to tylko kwestia definicji sukcesu, bo to jeszcze nie koniec książki, a co mamy na końcu tego rozdziału to zdrowe dzieci i dobre wspomnienia.