Dziadek mądrze doradzał
Dziadek mądrze doradzał żeby wróciła do domu, to on pomoże, a Sylwia naiwnie słuchała. Dziadkowie co prawda Sylwię oszukali, bo namawiali żeby zostawiła rodzinę we Wrocławiu, była blisko nich bo im może się nie chcieć jeździć tak daleko. Jak się szybko okazało egoistyczną propozycje składają jedynie egoiści, tak więc ani do porodu, ani po urodzeniu już niewiele jakąkolwiek pomocą byli zainteresowani.
Tymczasem Sylwia zrzuciła kajdany krzywdzących ocen swojego partnera mówiąc „że zaczął mną sterować bo on teraz utrzymuje dom więc ja muszę się dostosować do jego wymagań”. Jak ściągnęła kajdany życia i mieszkania w warunkach, które jej nie odpowiadały to założyła kajdany życia, które – pisała – powoduje i niej odruchy wymiotne żeby doświadczać „najbardziej krzywdzących” ocen zachowania jakie słyszała z ust własnego brata, a także przemiłej bratowej… Jeszcze w innej rozmowie w tym czasie Sylwia skarżyła się Marcie: „jest tak że jak jesteś zdany na kogoś łaskę to będą oceniać twoje postępowanie”… Minęło wiele miesięcy żeby Sylwię wreszcie naszła refleksja że (ludzie) „pomagają ale zarazem oceniają twoje zachowanie i twoje decyzje” (kliknij: Brat Świnia, ale dojna).
No tak, kiedy Sylwia zrozumiała że jak się nic nie robi to się jest na łasce tego lub tamtego, ale na czyjejś zawsze… Nie zrozumiała co prawda tego że gdyby cokolwiek dołożyła się przy organizowaniu domu, to może by nie miała się z czego tłumaczyć. Zrozumiała jednak szybciej, że dała się nabrać dziadkom na obietnicę pomocy obiecanej pod warunkiem, że wróci do swojego domu. Człowiek jest racjonalny jak nie ma innego wyboru. Nie mając innego wyboru zaczęła szanować krytykowanie jej zachowania przez brata i bratową, których szczerze nie szanowała nigdy – mówiąc o bracie „świnia” a o bratowej „dziwka”. Różnica w podejściu do dostawania po głowie od jednych lub od drugich wydaje się niemożliwa do pogodzenia, choć może wniosek jest taki że łatwiej znieść krytykę kogoś o kim rozmawia się z koleżanką per „świnia”, aniżeli kogoś o kim Sylwia mówiła „ukochany”.
Prawdziwe wyjaśnienie owej sprzeczności tak naprawdę leży jednak zupełnie gdzie indziej. Kiedy Sylwia wyprowadzała się z Wrocławia, uciekała od krytyki jej zachowania, bo była osobą zaburzoną. Narcyzi nie znoszą krytyki nikogo, nie potrafią jej wytrzymać. W szczególności krytyki za jeżdżenie po balach firmowych w ciąży 400 km w jedną stronę licząc na nie wiadomo jakie premie, a dostając (dosłownie!) cukierki. Tak literalnie: żadnej premii, paczkę cukierków. Kiedy Sylwia uciekała od mojej krytyki, że jeździ tak daleko, i tak bez sensu, zamiast zajmować się sprawami domu, wydawało jej się że gorzej być nie może, tym bardziej że nie czuła się w domu dobrze, bo chociaż spełniał jej oczekiwania, to nic w nim nie było jej własne czy chociażby za jej własne kupione. Wokoło sprawy i rzeczy, a nic z nich nie było po jej myśli, bo za nic płacić nie chciała. Frustracja tym większa że za paczkę cukierków nie da się kupić garnka, ani obiadu.
Upokorzona zbierała po Polsce cukierki tylko po to żeby okazało się że w domu dostaje cięgi bo w tym czasie nie dopilnowała spraw wartych dziesiątki tysięcy złotych, w tym kluczowej koperty… Każdy normalny pewnie nie chciałby słyszeć jeszcze krytyki w domu, ale racjonalnie ją jednak przyjąć by musiał. Nie Sylwia. Tym bardziej że zawsze w jej głowie miała przecież wybór: powiedzieć: „no tak, źle robię” albo wybrać jeszcze jedną ścieżkę ucieczki przed krytyką za ewidentny błąd w ocenie rzeczywistości. Zawsze miała opcję, porzucić własną rodzinę, ale udawać że paczka cukierków jest rodzinie najbardziej potrzebna, a na boku zaprząc do pracy brata, bratową, a nawet dziadka – no bo ktoś musi przecież załatwić przynieść farbę, meble i ubranka dla dziecka… Wybór trudny, ale w końcu trawa zawsze wydaje się bardziej zielona u sąsiadów… Kiedy jednak władowała już na tym trawniku brata, to żadnej dalszej opcji już nie miała. Jak brat zrugał jak burą sukę, to nie można było już nigdzie dalej uciekać.
Droga powrotna była już dawno zamknięta. Koperta trafiła tam gdzie powinna trafić, wraz z umową która powinna być zawarta. Drzwi od domu pozostały jednak zamknięte. Brat mówił Sylwii przez telefon gdy płakała: „albo decydujesz się wrócić do rodziny, albo wracaj, ale później żeby nie było płaczu że nie możesz”. Trudny wybór, ale jak wspomniała, kobieta w ciąży musi chwytać się za to co może, nawet jeśli to jest brzytwa. Skoro już znalazła się w sytuacji w którą się wepchnęła to pomoc brata była tym lepszym wróblem w garści. Czas pokaże jak ten „łatwiejszy” wybór będzie tak samo łatwy po roku, po dwóch, a także po dziesięciu latach. Na pewno nawet w najdłuższym okresie przyjdzie spłacać tego wróbla.
Sylwia pisała że wyprowadzka od rodziny zawsze wydawała jej się łatwiejszą opcją (kliknij: Wyprowadzka od rodziny), choć krytykowała własnego ojca że zostawił rodzinę, bo tak jemu było łatwiej, to sama wybrała jej łatwiej nawet jeśli potem tego wyboru rzekomo żałowała. Swoją oceną pokazała jedynie, że przez dwa lata naiwnie wierzyła we własną miłość, po to żeby wyprowadzić się naiwnie wierząc w obietnice dziadków, po to żeby naiwnie sądzić że w ten sposób nikt już nie będzie nią dyrygował… Jak się okazało myliła się w każdym przypadku. W jej własnej ocenie miejsce jednego dyrygenta zajął inny. Zamienił stryjek siekierkę na kijek.