fbpx instagram

Kłamliwa suka

Akurat rozliczam w tym miesiącu umowę, za którą Sylwia usłyszała dwa słowa prawdy, za które ja oczywiście przeprosiłem Sylwię tego samego dnia, a także nie miałem oporów aby przyznać nawet później, że jest mi zwyczajnie przykro że tak można podsumować jej aktywność wtedy. Najbardziej przykro mi że dzisiaj mam większe podstawy żeby tak mówić aniżeli miałem wówczas.

Sylwia najzwyczajniej jest osobą kłamliwą. Przypomniałem sobie że wówczas zwierzałem się znajomym że cały problem polega na tym że notorycznie kłamie, nawet w sytuacjach w których nie ma to kompletnie sensu. Problem kompulsywnego kłamania wielokrotnie był tematem naszych rozmów, w których wskazywałem że kłamstwa Sylwii „na zaś” są kompletnie bez sensu. Nigdy wcześniej nie powiedziałem Sylwii tego tak wprost, nie chciałem jej obrazić, a nawet usprawiedliwiałem przed znajomymi drobne kłamstewka, mówiąc iż to stan umysłu będący odpowiedzią wszędzie tam, gdzie Sylwia zmyśla sobie wyimaginowane zagrożenie polegające na tym że ktoś pozna jakąkolwiek prawdę, a następnie wykorzysta przeciwko niej. Istotnie jest przecież przeciwnie. Kłamstwa się piętrzą, odwracają się najbliżsi znajomi, a w dobie internetu ilość osób relacjonujących je sobie nawzajem za plecami Sylwii jedynie rośnie.

Kiedy jednak półtora roku temu Sylwia obiecała trzem młodym kobietom umowę najmu, a jej nie dostarczyła – przeciągając sprawę o zbędne tygodnie, podczas których właściwie nie wiadomo co robiła, efektywnie doprowadziła do tego że pozostawiła trzy młode panie bez dachu nad głową i bez pieniędzy jakie wpłaciły na lokal. Słowa które Sylwia usłyszała i tak były jedynie łagodną interpretacją oceny jej zachowania, jaką usłyszałem od matki jednej z dziewczyn, która zadzwoniła do mnie już bezpośrednio po tym jak Sylwia kolejny raz nie dotrzymała obiecanego terminu wydania lokalu, za który panie przecież zapłaciły. Czynności w której Sylwia miała jedynie napisać i wysłać paniom umowę, co warunkowało wydanie lokalu. Sylwia mogła i powinna napisać umowę znacznie wcześniej. Mogła siedzieć w domu i pisać, konsultować, skanować wysyłać odbierać. Nie to jednak jak pracowała mi przeszkadzało, ale to że nie miała czasu, jeżdżąc pociągami w zaawansowanej ciąży w tą i z powrotem – goniąc jakieś głupie stówki od pracodawcy z okazji świąt bożego narodzenia, których ona zresztą jako jedyna nie dostała, bo w pracy również zawalała wszystkie sprawy.

Sylwia w tamtym czasie odpowiedzialna była za umowy. Specyficzne uwarunkowania prawne powodują że stroną wielu umów funkcjonujących w spółce nie może być prezes, dyrektor, ani żaden członek zarządu i w tych czynnościach rola Sylwii polegała na technicznej obsłudze umów, a także ich zawieranie w imieniu spółki. Żadna z prac wykonywanych przez Sylwię nie była wykonywana należycie, co było przedmiotem mojej delikatnej i konstruktywnej krytyki, choć mówiłem że doceniam również to co robiła dobrze. Nie zdenerwowałem się nawet z powodu telefonu jaki odebrałem po tym jak zwaliła kolejny termin, chociaż to mnie obciążały problemy i konsekwencje wynikające ze składania fałszywych obietnic, robienia jakiś rzekomych oszczędności, albo wprost oszukiwanie ludzi na jakiś drobnych. Ja nie pochwalałem tego że Sylwia manipuluje ludźmi, aczkolwiek czasami było ono użyteczne. Sylwia potrafiła rozpłakać się przed policjantem z nakazem przeszukania efektywnie przekonując go do odstąpienia czynności pomimo nakazu sądu, albo przekonać urzędnika skarbowego do zmiany treści protokołu kontroli ponieważ jego oryginalną wersję Sylwia zalała łzami. Prywatnie jednak nie rozumiałem większości codziennych kłamstw, ponieważ zrozumiałem że Sylwia kłamała odruchowo i bez zastanowienia, często zupełnie bez sensu.

Sylwia nie wykonywała żadnej istotnie pożytecznej pracy dla naszego nowego domu. Nie dokładała się do kosztów naszej przeprowadzki i zapewnienia dziecku rzeczy, których potrzebuje gdy się urodzi. Tego dnia, którego zadzwoniła do mnie mama jednej z oszukanych nastolatek miarka się jednak przebrała. Nikt nie wyrzucał Sylwii z domu, aczkolwiek musiała usłyszeć prostu łagodniejszą wersję tego, co ja musiałem wysłuchiwać na jej temat i bardzo dosadnych słów odnoszących się do oszukanych trzech młodych kobiet, które uwierzyły w Sylwii obietnice. W końcu lepiej usłyszeć prawdę od kogoś bliskiego, nawet jeśli wypowiedzianą do siebie pod nosem wychodząc, aniżeli wykrzyczaną do ucha w słuchawce obcej osoby. Ja zresztą w tamtym czasie miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Kłamliwe obietnice Sylwii dodatkowo obciążały mnie w ten sposób, że Sylwia w tamtym czasie znajdowała się na urlopie zdrowotnym i nie mogła podejmować żadnej innej pracy, zatem to na moje konto oszukane panie wpłacały pieniądze i to ja musiałem brać odpowiedzialność za kłamliwe obietnice jakie się za nimi kryły. Moi lokatorzy przypomnieli mi dopiero o tym przykrym epizodzie z po zakończeniu umowy.

Określenie jakie panie używały nawet półtora roku po zakończeniu umowy rozpamiętując krzywdy jakie trzem młodym kobietom Sylwia zadała przypomniały mi, że sposób w jaki ja określiłem Sylwię tego dnia i tak jest najbardziej pieszczotliwą wersją tego jak określają ją osoby mające z nią do czynienia. Sylwia tego nie pamięta, a na pewno nie chce pamiętać, ale powiedziałem jej tak dopiero w kłótni kiedy powiedziała mi że (te trzy kobiety) „to moja sprawa”, choć w ogóle nie miałem czasu zajmować się tym tematem mieszkania które opuszczaliśmy, bo załatwiałem ważniejsze sprawy związane z mieszkaniem do którego się wprowadziliśmy. Sam byłem zaskoczony że tak powiedziała, tym bardziej że „to twoja sprawa” zupełnie zbiła mnie z tropu. Może poczułem że muszę Sylwii odgryźć się równie ciętym komentarzem, który zetnie ją z nóg. Nigdy się nie dowiemy.

Chociaż przeprosiłem od razu Sylwię za te słowa, bo wypowiedziałem je w złości, to nie wiedziałem wtedy, że takie określenie wejdzie do obiegu pomiędzy setkami internautów, a także stanie się nowym imieniem Sylwii, jakie nadadzą je kolejne pokrzywdzone kobiety będące matkami moich dzieci – efektywnie pozbawiając Sylwię imienia innego niż określenie które już do niej przywarło na dobre.

Sytuacja miała miejsce również w komedii filmowej „Jak poznałem waszą matkę”. Zainteresowanym polecam odcinek „How Lily Stole Christmas”: https://en.wikipedia.org/wiki/How_Lily_Stole_Christmas