fbpx instagram

Wasi dziadkowie

Na pewno moi rodzice odegrali ogromną rolę w tym jak układałem sobie relacje z waszymi matkami, ale jeszcze większą w tym jak te relacje się kończyły.

Kiedy zapytałem jeszcze w korytarzu spakowaną Magdę gdy odchodziła: „Gdzie teraz będziesz mieszkać i za co będziesz mieszkać”? ona odpowiedziała: „Twój ojciec obiecał mi, że zawsze pomoże mi na każdym etapie”. Analogicznie, kiedy Sylwia odchodziła pytała ojca i rozmawiała z nim, a on namawiał ją do odejścia. Odchodząc mówiła do mnie eufemistycznie, że „Twój ojciec obiecał mi większą pomoc niż ty byś mi dał”, i to „niezależnie od tego czy my będziemy razem”. Ponieważ części z tych rozmów byłem świadkiem, a konsekwencje znane są teraz – wiem że trzeba bardzo uważać co się obiecuje drugiej osobie. Kobieta we wrażliwym stanie, zawsze weźmie „pierwszą działkę” za darmo, nawet jeśli wie że to będzie pierwszy stopień do jej piekła.

Psychologicznie na pewno zresztą rozumiem takie deklaracje ojca. W końcu pomoc przy wnukach to szansa na naprawienie tego, co moja matka zarzucała jemu w latach kiedy my sami byliśmy w najmłodszych latach. Po stronie matki Stasia i Franka jest jednak pewne wyrachowanie i naiwność, którą zweryfikuje jedynie pytanie: „czy dziadek da radę zawsze wtedy, kiedy będzie potrzebny”? Dziadek na pewno miał dobre intencje, kiedy obiecywał własną pomoc a nawet pomoc babci wnuków przy opiece nad nimi, choć kompletnie nie rozumiem jak mógł namawiać matkę Franka do odejścia. Może nawet wydawało mu się, że jako dziadek powinien taką pomoc tak deklarować. Nie wiedział oczywiście, że w jego ustach powiedzenie jedynie „właściwej rzeczy” może być już całkiem realną obietnicą w uszach odbiorcy.

Moja mama z kolei nigdy nie chciała nawet poznać żadnej z moich kobiet, o ich dzieciach nie wspominając. Przy okazji Magdy była niechęć, ale już przy okazji Sylwii opór. Jedyne czemu moja mama się nie przeciwstawiała – to rozstania. Szybko i chętnie godziła się na rozstania, ponieważ „tak będzie lepiej”. Nigdy nie była w stanie nawet zająć stanowiska, nawet rozmawiać ani z jedną ani z drugą stroną czy namawiać do czegokolwiek, co wiązałoby się z zachowaniem jakiejś jedności w rodzinie, jeśli chodzi o moje związki. Początkowo można było zresztą odnieść wrażenie że moja matka po prostu nie akceptuje tych konkretnych kobiet w moich związkach, ale doświadczenie innych ludzi pokazują, że matki po prostu czasem podświadomie nie akceptują kobiet swoich synów, ani faktu ich związków z innymi kobietami w ogóle.

Dziadkowie Stasia od strony Magdy na pewno stanęli na wysokości zadania, przynajmniej do piątego roku życia, ale dziadkowie Franka już nie mieli szans. Moi rodzice z kolei z pewnością mogliby, gdyby chcieli. Czego jednak ani Sylwia ani Magda nie wiedziały, to jest to co o podejściu moich rodziców mówiły moje siostry. Kiedyś usłyszałem, ale dobrze to zapamiętałem kiedy siostra mówiła że dla dziadków dzieci to tylko „zabawki na chwilę”. Jednakże ocena jest niesprawiedliwa, bo przecież nawet najlepsi dziadkowie po prostu nie dadzą rady być taką samą pomocą za kolejne 10, 20 lat. Jeśli nawet teraz mają entuzjazm to za dekadę mogą nie mieć siły i będzie kłopot. Kłopot, który totalnie przypisać będzie można jedynie krótkowzroczności.

Analogicznie wszyscy znajomi Sylwii, bracia i kuzyni którzy mówili że „albo wóz albo przewóz” obiecując jej przy kolejnej wyprowadzce, że jeśli naprawdę podjęła decyzję, to oni pomogą ale pod warunkiem że to „ostatni raz”, żebyś nie przychodziła „więcej nam płakać”. Zrozumiałe zresztą, bo jeśli liczysz na pomoc przyjaciół, gdy jednego dnia się wprowadzasz, a innego wyprowadzasz – oni w końcu powiedzą że albo się rozstajemy, albo nie chcą być wzywani kolejny raz do kolejnej awaryjnej sytuacji. Nikt nie chce zresztą naprężać muskułów pomagając drugiemu człowiekowi w sytuacji, jeśli ta sytuacja okazuje się zwykłą zasłoną dymną. Zarówno kiedy Sylwia jak i Magda się wyprowadzała ostatni raz obie musiały przyjąć znaczną pomoc od innych w usamodzielnianiu się. Przyjmując pomoc jednak nie dały sobie tym samym najzwyczajniej możliwości powrotu wiedząc, że w przypadku powrotu do rodziny ta pomoc rodziny czy znajomych była by zmarnowana. Jeśli po przyjęciu pomocy i całym wysiłku znajomych i rodziny aby pomóc samotnej matce, ta wróciłaby do rodziny – ta nigdy nie byłaby w stanie wyjaśnić po co w ogóle było płakać i zawracać głowę.

Ciekawe jedynie gdzie będą wszyscy znajomi „dasz na pewno radę” i „jesteś bardzo silna” kiedy przyjdzie załamanie i naprawdę będzie potrzeba siedzieć z dzieckiem dniami i nocami lub organizować pieniądze których się nie ma. Ja sam mogę mieć o tyle „czyste sumienie” że nigdy nie wsparłem nikogo w ucieczce od rodziny, a wręcz zawsze robiłem wszystko aby wytłumaczyć każdemu jak zła to jest decyzja. Mam nadzieję, że część znajomych czy rodziny, która tak rzuciła się do pomocy w wyprowadzce Sylwii czy Magdy nie zawiedzie ich nigdy i będzie nadal pomagać również i w tych najbardziej mozolnych momentach. Każdy kto udzielając pomocy kobiecie, która ucieka od rodziny nakłada przecież na siebie obowiązek i odpowiedzialność za jej szczęście do końca jej samotnego życia.

Ostatecznie dziadkowie nigdy nie wywiązali się z obietnicy, a właściwie odcięli od wnuków uznając ich za niewarte uwagi. Jeszcze w czerwcu (2018) dziadek przyznał że nie ma nawet ochoty jeździć do Stasia, ani do Franka, ponieważ nie czuje się komfortowo, najpewniej z powodu niedotrzymanej obietnicy opieki. Babcia uznała natomiast, że nie ma sensu nawet się interesować dziećmi, które są właściwie pozbawione miłości tak matki i ojca ponieważ „właściwie są sierotami”, choć sama przecież zachęcała nawet w mojej obecności tak Magdę, jak i Sylwię do tego aby wychowywać dzieci samodzielnie.

1 Comment
  1. Zobaczymy jak mądry dziadek będzie popierdalał za piłką po boisku po siedemdziesiątce i kto będzie kupował młodemu pierwsze auto z okazji zdania prawa jazdy 🙂

Comments are closed.