fbpx instagram

Nigdy więcej tego rodzaju umów

Nie ma zgody na taką lub inną presję na redakcję, która publikuje rzeczy obrzydliwe, a zatem w niewybredny sposób je komentując. Pamięć bywa zawodna, dyski lub książki może zawsze policja. W Internecie jednak nic nie ginie.

Nie powinno, bo wiele kropek układa się w całość dopiero w czasie i dopiero bo bardzo długim czasie będziemy wszyscy wiedzieli w jaki sposób ułożą się one dla nas, a przede wszystkim dla dzieci. Żadna z historii nie ma tylko jednej narracji, ale mojej nie zamierzam modyfikować.

Niektóre rzeczy są tak trudne że nie da się tego czytać, ale czytać będą nie tylko ciekawscy. Czytać będą również nasze dzieci, nawet jeśli niektórych rzeczy ja opowiedzieć nigdy bym im nie potrafił. Nie zamierzam w ogóle opowiadać nikomu tej samej historii na tysiąc sposobów, ani nawet żadnemu dziecku na trzy różne sposoby, co ma zawsze miejsce, jeśli opowiada się w trzech różnych godzinach. Podobnie jak z każdym synem inaczej rozmawiam i jestem dla każdego inną osobą, tak trudno byłoby zakładać że każdy zapamięta z tej samej historii te same fragmenty. Pewnie wielu najgorszych rzeczy o sobie, ani o matkach dzieci, nawet nie sposób opowiadać, tym bardziej że na pewno wszyscy mamy się z czego nie tylko cieszyć, również żałować, ale szczerze mówiąc – również wielu rzeczy wstydzić.

Szczerze mówiąc, nie potrafię pomieścić w głowie nawet jednej wersji wydarzeń, choć to co opisuję tutaj to po prostu moja wersja, pisana często w radości albo w złości. Nie zamierzam również, bo mam obawę, że takie lub inne emocje ustąpią, a z biegiem czasu najlepsze wspomnienia będą dominowane przez te najgorsze, podobnie jak to za co nasza rodzina może dziękować dominowane jest przez narastające pretensje. Magdy poczucie „wielkiego błędu” zadeptane jest toną pretensji o kobiety które pojawiły się w moim życiu chwilę po tym jak wyszła i podejrzeniami że były wcześniej. Sylwii „przepraszam że tak wyszłam” zadeptane będzie toną pretensji o Paulinę, która pojawiła się w moim życiu chwilę później i podejrzeniami że poznałem ją chwilę wcześniej. Niepotrzebnie, bo nie ma za co się przepraszać, nie ma czego się wstydzić.

Nigdy nie będziemy zawierać jednak umów ze sobą na ukrywanie pewnych zdarzeń. Ja zawarłem ze sobą jedyną wiążącą umowę, że będę się cieszył z rzeczy dobrych, ale nie będę zapominał pozostałych. Umówiłem się że nie będę ukrywał własnych wniosków co do mojego własnego postępowania. Na pewno nie będę umawiał się z sądem w Gryfinie, który na rozprawie o ograniczenie władzy rodzicielskiej zaproponował rozstrzygnięcie ograniczające władzę jeśli redakcja będzie kontynuowała „pisanie bloga”. Taką „umowę na nie pisanie” zatem zawarliśmy zawieszając pisanie na czas sprawy, a sąd w Gryfinie wydał wyrok niekorzystny – odwrócony jednakże przez Sąd Okręgowy. Zawieszenie „pisania” nie zawiesiło działalności redakcji, a już na pewno biegu wydarzeń. Nasze prawo do subiektywnych wspomnień, ale również prawo do pamiętania obiektywnych wiadomości, faktycznych wydarzeń – nie podlegają zawieszeniu, a tym bardziej negocjowaniu z nikim.

Podobnie niepotrzebnie „zawierałem umowę” z sędzią przy okazji sprawy o alimenty, zgadzając się na zawarcie ugody w zamian za bliżej nieokreśloną „pomoc w innych sprawach” – co zaoferowano na sali sądowej w obecności adwokatów obu stron, przed otwarciem przewodu sądowego, oraz protokołem. Ugodę zawarłem, ale nikt nie oczekiwał od żadnego sędziego nigdy żadnej pomocy w żadnym postępowaniu. Żadnej pomocy nie otrzymano, ale żadna pomoc nie była nigdy potrzebna. Ja nie potrzebowałem w ogóle sądu żeby moje dziecko wspierać finansowo, ani nie potrzebuję niczyjej pomocy żeby to udokumentować. Podobnie jak w poprzednim przypadku, taka umowa nie ma prawa funkcjonować, ale też niepotrzebnie dawałem wrażenie że jakakolwiek umowa była zawierana.

Moje wrażenie, że nie nadaję się do związków, zadeptane z kolei będzie pretensją o tonę usłyszanych słów, spowodowanych zdarzeń, otrzymanych wiadomości, ale bardziej o wszystkie szanse i chwile, które dzieci ominęły. Jakie będą do nas miały pretensje nasze dzieci, to zobaczymy. Ja nie zamierzam się przed nimi bronić, bo uważam, że to będą pretensje najbardziej uzasadnione. Mogę jedynie bronić prawa do własnej historii i własnej tej historii interpretacji, a także prawa do utrwalenia mojego poglądu – w miarę jak nabieram jasności co do tego, co się stało i w miarę jak zaczynam łączyć ze sobą pojedyncze historie w jedną całość. Ostatecznie oceniać będą nas nasze dzieci, a nie przypadkowi sędziowie albo przypadkowi czytelnicy.