fbpx instagram

Kto będzie zajmował się dzieckiem

W liście do sądu w Gryfinie zadałem moim zdaniem fundamentalne pytanie, które właściwie zadał prywatnie i poza rozprawą tylko jeden z sędziów tego sądu.

To co chciałbym osiągnąć bowiem to, aby te pytania zadał sobie każdy z czytelników, a także więcej niż jeden sędzia w tym sądzie i może nawet więcej niż jeden sędzia w ogóle. O ile w przypadku Stasia czy Pawła czas na dziecko znajduje się codziennie, o tyle w przypadku Franka nikt nie znajduje czasu, ponieważ od rana Franek znajduje się w przedszkolu, a do ciemnego wieczora znajduje się u wujków. Czego nie zauważył, albo nie przewidział sąd to, że ja nie mam czasu na zajmowanie się dzieckiem, do którego nie mogę nawet zadzwonić, a które zostało zabrane z mojego domu tak daleko, więc zapisanie w treści wyroku zobowiązania ojca, o którym sąd był informowany że z góry wiadomo, że nie ma możliwości aby fizycznie je spełnić – jest de facto pozbawieniem dziecka opieki, do świadczenia której na papierze sąd zobowiązał. Natomiast matka nie ma czasu z uwagi na pracę, inne rozrywki, a także brak wsparcia państwa, czy konkretnie sądu, który nie zauważył, albo nie przewidział że matka nie będzie miała po prostu jak pogodzić wszystkich obowiązków sama bez dodatkowego wsparcia.

Na pewno nie ma co liczyć na babcie i dziadków, którzy się takiego obowiązku wręcz by obawiali. Nie ma co liczyć na ciotki i wujków, którzy wybrali życie bez dziecka przed Frankiem i jeżeli będą mieli wybór to wybiorą życie bez dziecka w każdej innej sytuacji. Idąc dalej, żaden tak zwany „ojciec” czy „matka” chrzestna głównie z powyższych powodów, ale każdy również dlatego że to nie jest i nie była jego sprawa od samego początku. Jedyne dwie osoby, którym naprawdę mogłoby zależeć na dziecku to rodzona matka i rodzony ojciec – o czym wiedzą wszyscy którzy taką opiekę matki i ojca otrzymali. Pozostali mogą uważać, że od kogoś oprócz matki i ojca otrzymali opiekę, ale w głębi duszy zawsze czuli że nie taką jak powinni.

Choć nie wiemy jak ułożą się losy pozostałych dzieci, to przykład Franka nie jest odosobniony. Obecna polityka rozstrzygania pomocy dzieciom i matkom doprowadza ten kraj do wyludnienia, a do czego przyczynia się tak rząd i sądy. Rząd zamiast oddać dzieci rodzicom i stworzyć warunki do opiekowania się nimi, skazuje je na opiekę zastępczą zapędzając rodziców do pracy – jednocześnie nie tworząc miejsc w żłobkach i przedszkolach, ani nie zapewniając godnych wynagrodzeń rodzicom. Sądy z kolei zbyt często tworzą przeciw-skuteczne orzeczenia, które dobrze wyglądają na papierze, ale faktycznie skutkują efektami dokładnie odwrotnymi od zamierzonych, bo od zobowiązania na papierze do powstania lasu jeszcze żadne drzewo nigdzie sobie nie stanęło. Trudno wręcz powiedzieć czy to jeszcze brak rozumienia podstawowych praw natury, fizyki i biologii, czy już zwykła bezmyślność, a może po prostu cynizm w produkowaniu pustych papierów metodą kopiuj wklej, albo nawet jakaś złośliwość wobec dzieci w ogóle.

Aby lepiej zrozumieć, dlaczego nad Wisłą rodzi się coraz mniej dzieci, onet.pl zlecił przeprowadzenie sondażu pracowni IBRiS. Onet zapytał w nim Polaków o to, czy chcą mieć potomstwo – a jeśli nie chcą, to dlaczego; czy chcą mieć więcej dzieci (jeśli już je mają); oraz jak oceniają pomoc państwa dla rodzin. Z sondażu wynika, że wielu Polaków po prostu nie chce mieć dzieci. Tak deklaruje jedna trzecia ankietowanych, którzy nie mają potomstwa. Kolejne 21 proc. stwierdziło, że jeszcze nie wie, czy chce mieć dzieci. Te dwie grupy — niechcących i niezdecydowanych — stanowią łącznie nieznaczną większość (55 proc.) wśród osób bezdzietnych. To oznacza, że mniej niż połowa (dokładnie 45 proc.) Polaków bez potomstwa chce mieć dzieci w przyszłości. W przeliczeniu na odsetek PKB Polska znajduje się w gronie państw najhojniej finansujących politykę prorodzinną, choć sama wysokość nakładów nie przesądza o sukcesie polityki pro-rodzinnej, co pokazuje przykład Czech. Czeski model opisał niedawno w raporcie Instytut Pokolenia, co również Onet.pl cytuje w bardzo zgrabnym artykule. Onet.pl pyta: „Co nasi sąsiedzi zza Sudetów robią inaczej?”.

Przede wszystkim kładą nacisk na wspieranie rodzin z małymi dziećmi. Fundamentem systemu jest 3-letni urlop rodzicielski (wliczając w to 28 tygodni macierzyńskiego). Czesi nie pozwalają, by rodzic (nie musi to być matka) zostający z dzieckiem w domu musiał się martwić o swoją stabilność finansową i dlatego państwo przyznaje zasiłek rodzicielski (rodičovský příspěvek). Świadczenie wynosi łącznie 300 tys. koron (ok. 57 tys. zł) wypłacanych w miesięcznych ratach (średnio ok. 2 tys. zł). Zasiłek przysługuje do ukończenia przez dziecko 4. roku życia i — co ważne — można go łączyć z pracą. Jeśli kobieta urodzi kolejne dziecko, państwo po prostu wypłaca resztę świadczenia, a na nowego malucha uruchamia się kolejny příspěvek. W efekcie powstał system, w którym kobiety często zostają z dzieckiem w domu na trzy lata. Widać to po statystyce: Czesi mają najniższy w Unii odsetek dzieci do lat 3 posyłanych do żłobka lub objętych inną formą zorganizowanej opieki. Jednocześnie udało im się długie urlopy rodzicielskie pogodzić z perspektywami zawodowymi kobiet, bo chociaż współczynnik zatrudnienia matek z dziećmi do lat 2 jest u naszych sąsiadów z południa najniższy w Europie, to już w przypadku matek starszych dzieci (6-14 lat) jest najwyższy.

źródło: Kraj Bez dzieci – Onet.pl